niedziela, 24 lipca 2011

HCV karuzela nieświadomości

Cały czas się zastanawiam. Jak mogę pomóc? Jak mogę wykorzystać moją wiedzę zdobytą na temat choroby, by informacje na temat przewlekłego zapalenia wątroby typu C dotarły do innych. Myśląc o tym bardzo szybko zrozumiałam że ta pomoc, właściwie ogranicza się tylko i wyłącznie do osób mi podobnych, czyli tych którzy mają świadomość zarażenia. A co z pozostałymi?

Przeraża mnie ignorancja i niewiedza społeczeństwa na tematy związane z HCV. Dzięki skutecznym programom profilaktyki, świadomość z zakresu np. HIV jest o wiele większa, czego nie można niestety powiedzieć o wirusowych zapaleniach wątroby. Jednocześnie skrót tych trzech literek HCV, działa na ludzi w podobny skojarzeniowo sposób, według wielu to identyczne ryzyko i drogi zakażenia, podobne konsekwencje. Mało tego na jednym z for, prowadziłam dyskusję z młodą osóbką która twierdziła że woli mieć HIV niż HCV i umierać w bólach z powodu zaburzeń w funkcjonowaniu wątroby. Bo według jej stereotypów wyniesionych z filmów, na AIDS się po prostu zasypia.

Ja po dwóch latach edukacji, mam na tyle ugruntowaną wiedzę z zakresu HCV, i wiem że jestem w stanie to przekazać, że powinnam przynajmniej w środowisku mnie otaczającym prowadzić swoją własną prywatną kampanię uświadamiającą na temat wirusowych chorób wątroby. Gdyby każdy z chorych wykonał taką pracę, to liczba osób mających wiadomości na temat HCV, HBV szybko by w naszym kraju wzrastała. Ale dlaczego tak się nie dzieje? Tu pojawia się właśnie bariera społeczna i strach przed piętnowaniem z powodu zarażenia wirusem.

Ja mogę tylko wypowiadać się za siebie, ale wiem że podobnie do całej sytuacji podchodzi wiele osób. O mojej chorobie właściwie wie kilka osób i to głównie rodzina. Ostatnią rzeczą na którą bym się targnęła to opowieści o moim stanie w gronie znajomych lub kolegów z pracy. Przede mną wiele lat życia zawodowego, przynajmniej tyle na ile pozwoli mi zdrowie. Ja muszę myśleć o takiej ewentualności że w przyszłości ktoś przez swoje niedouczenie wykorzysta moją prawdomówność. Szczególnie jest to nasilone w małych miejscowościach, gdzie wszyscy właściwie się znają a plotki rozchodzą się lotem błyskawicy. Żałuje że nie ma we mnie tyle odwagi by się temu przeciwstawić, walczyć z zabobonami i tłumaczyć . Ale mój egoizm wysuwa się na plan pierwszy, ja muszę się z czegoś utrzymywać , a ostatnią rzeczą jakiej mogę oczekiwać, to współczucie i zrozumienie obcych ludzi z powodu mojej choroby. Dlatego szczytne idee o tym by informować społeczeństwo, szerzyć wiedzę na temat odłożyłam na bok. Czyli koło się zamyka. Trudno wymagać od otaczających mnie osób pewnego zasobu wiedzy na temat HCV, skoro ich się nie przekazuje. A wiadomości z pierwszej ręki od ludzi chorych lub ich rodzin byłby najskuteczniejszą formą podnoszenia świadomości związanych z wirusowymi chorobami wątroby. Cóż z tego jeśli to strach nas blokuje. My nic nie mówimy, kampanie słabo się przebijają przez szum medialny, a kołtunizm i zabobony w najlepsze sobie egzystują. Czego niestety doświadczamy na każdym kroku zaczynając od pracowników służby zdrowia a kończąc na osobach nie powiązanych ze światem medycznym.

Czy chorzy na wirusowe zapalenie wątroby czują się dyskryminowani?
Z pewnością. Dlatego ukrywamy naszą chorobę, ciężkie leczenie które przechodzimy. Musimy się męczyć z tym sami, drżąc non stop że ewentualnie z tego powodu np. stracimy pracę, będziemy napiętnowani towarzysko. Nie dość że jesteśmy ciężko chorzy to nie możemy właściwie liczyć na żadną taryfę ulgową z tego powodu. Bo często nikt o tym nic nie wie. Jakże inaczej nasza sytuacja by się przedstawiała gdybyśmy mieli jednostki chorobowe, przy których ludzie nie czują bezpośredniego zagrożenia. Sytuacja się zmienia gdy usłyszą choroba wirusowa, zakaźna. Ja chodząc na rzęsach do pracy w okresie ogromnych spadków hemoglobiny, ledwie wiedząc co się wokół mnie dzieje, musiałam pomagać i użalać się z innymi nad kolegą ze złamaną nogą. Bo mojej choroby nie widać, nikt o niej nie wie. Pisałam wcześniej o wrzucaniu właściwie do jednego worka HIV i HCV, to wynika także z prowadzonych programów uświadamiających na temat chorób wirusowych. Ponieważ HCV jest kojarzone z HIV, tak więc i ja jestem właściwie z automatu wrzucona do pudełka z napisem, osoba rozwiązła, narkomanka(co też kolejnym nieprawdziwym stereotypem społecznym dotyczącym AIDS) Nikt nie będzie się zastanawiał gdzie się zaraziłam, a już ostatnią rzeczą jaką ludziom przyjdzie do głowy jest fakt że ogromna większość z nas zaraża się podczas kontaktów ze służbą zdrowia. Bo służba zdrowia jest od tego by nas chronić i leczyć a nie generować następne jednostki chorobowe. Jesteśmy najczęściej ludźmi doświadczonymi mocno w przeszłości różnymi schorzeniami a tak w bonusie otrzymaliśmy wirus. Niestety w świadomości innych powinniśmy się czuć winni, bo zapewne czegoś nie dopilnowaliśmy lub hulaliśmy sobie w najlepsze. Tak proste myślenie nas niestety obejmuje.

Powracam do tego jak to można zmienić. Chciałabym bardzo włączyć się w jakąś akcje, w czymś pomóc. Na Facebooku co pewien czas są kampanie dotyczące wzw typu C. Chętnie bym znajomym rozesłała info na ich temat, może kilka osób zajrzało by na te strony, coś więcej poczytało na temat. Problem polega na tym że dla innych jest to sygnał że się tym interesuje, że moje zaangażowanie ewentualnie nie jest zupełnie przypadkowe. I mam niestety świadomość że jesteśmy przez pracodawców śledzeni na portalach społecznościowych. Dlatego stawiam pytanie: jak wybrnąć z tej karuzeli, uświadamiać innych ale pozostać dla własnego dobra anonimowym?

Jesteśmy obok ale ze strachu nie ratujemy innych.

16 komentarzy:

  1. hcvirek@blox.pl24 lipca 2011 21:57

    Bardzo mądrze ujęta cała prawda dotycząca osób zakażonych i otaczającego nas społeczeństwa. Im dłużej wiem o swojej chorobie tym bardziej nie wyobrażam sobie informowania osób z mojego otoczenia które nie muszą o tym wiedzieć, że mam wirusa. Im więcej mija czasu tym trudniej przechodzi mi przez usta: "mam hcv" nawet jeśli nikt nie słyszy. Strach przed odrzuceniem społeczeństwa chyba narasta. Najczęściej odsuwam z mojej świadomości fakt że wirus siedzi we mnie...a z osobami które wiedzą od długiego czasu nie rozmawiam o tym. Żyje jakby list polecony z krwiodawstwa nigdy nie dotarł i nie zamącił w moim "zdrowym" życiu... Na razie ciągle czuję się zbyt wyobcowana żeby móc ostrzegać przed HCV innych. Chyba muszę najpierw sama poradzić sobie z tym. E.

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli chorzy pomimo swojej wiedzy na temat choroby postępują tak jak TY to tylko utwierdzają innych że tej choroby trzeba się wstydzić . Ja śmiało mówię o swojej chorobie , piszę blog nie ukrywając swojej twarzy , moja historia była publikowana w gazecie medycznej ABCadło zdrowia . Jedyna dyskryminacja jaka mnie spotkała to taka ,że nie mogłam znależć dentysty na tyle mądrego aby się mnie nie obawiał , ale i tą barierę pokonała mam super dentystę . Powiedział mi tak kiedy informowałam go o chorobie ." Ja do każdego pacjenta podchodzę jak do ewentualnego źródła zakażenia ludzie bowiem często są nieświadomi swoich chorób ". Ludziom się nie dziwie bo jesli usłyszą choroba zakaźna to obawiają się trzeba mówić pisać i uświadamiać o drogach zakażenia a nie chowac głowę w piasek . Piszę blog pokazując ,że można w miarę normalnie żyć z HCV . Mieszkam w miejscowości poniżej 20 tyś mieszkańców i nigdy nie ukrywam swojej choroby śmiało mówię i odpowiadam na pytania a nawet sama opowiadam zachęcając osobę z którą rozmawiam do badań w kierunku HCV bo przeciez każdy z nas może być na to chory . Nic się nie zmiani w odbierankiu innych naszej choroby kiedy zachowywac się bedziemy jak TY , tylko utwierdza się innych w przekonaniu ,że to coś złego i trzeba to ukrywać. Jakbyś miał katar tez byś się z tym ukrywał ? w końcu to choroba zakaźna ? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. brawo roxanna!
    dzieki takim ludziom jak ty wychodzimy z ciemnogrodu, i stajemy sie normalnym krajem;
    gdyby jeszcze wszyscy (a przynajmniej ci mlodsi...) potrafili sie zachowac normalnie i porzadnie jak ty...
    mam wrazenie, ze wlasnie tego, a nie jakichs ulotek stojacych w poczekalni u lekarza potrzeba;
    mnie do badan krwi zmobilizowala wlasnie osoba chora, otwarta, normalnie pracujaca, ceniona przez swoich pracodawcow; ulotki pewnie nigdy by nie trafily do moich rak, a jesli - do niczego by mnie nie przekonaly;

    OdpowiedzUsuń
  4. Widocznie ja jestem słabo ceniona przez moich pracodawców. W jednej pracy w której powiedziałam o chorobie po 3 miesiącach już nie pracowałam, w drugiej w której milczałam pracuje do dziś. Zapewne to tylko zbieg okoliczności i zakrawa na paranoje. Zgadzam się w zupełności.
    Każdy ma swoje doświadczenia.
    Wszędzie tam gdzie trzeba i należy informuje o mojej chorobie. Z lekarzami i dentystami oraz innymi przejawami głupoty , poradzę sobie , pójdę gdzie indziej. Pracy od ręki niestety nie znajdę, o czym mam nadzieje wiecie równie dobrze jak ja. Od kilku miesięcy znowu płacę sama ubezpieczenie społeczne aby tylko utrzymać terapię. Bo każdy chętnie mnie zatrudnia ale bez żadnych socjalnych kosztów.
    Więc zachowania prospołeczne wywietrzały mi z głowy, muszę walczyć o przeżycie, sorry a każda rzecz która będzie zmniejszała moje szanse na zatrudnienie i utrzymanie pracy schodzi na plan dalszy.
    HCV- to nie jest jedyna choroba która mnie toczy, wiem że za kilka lat mogę wylądować na rencie dlatego muszę jeszcze kilka lat popracować.
    Z pełna świadomością napisałam ten artykuł. Spodziewałam się różnych reakcji. Ja mam odwagę przyznać się że uczestniczę w mechanizmie milczenia na temat choroby, z własnych egoistycznych pobudek, zupełnie przyziemnych jak chęć zarabiania na własne utrzymanie.

    OdpowiedzUsuń
  5. P.S Moi pracodawcy nie są także informowani o pozostałych moich dwóch przewlekłych chorobach, tak z zasady, więc nie widzę potrzeby opowiadania także o wzw C. Ważne że lekarz medycyny pracy wie o wszystkim i wydaje mi odpowiednie zaświadczenie.
    P.S W wypowiedzi wyżej napisałam ze płace ubezpieczenie społeczne, oczywiście opłacam tylko ubezpieczenie zdrowotne. Pomyliłam się :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Podpisuję się pod tym co Marta napisałaś czterema kończynami, a dlaczego. Dlatego , ponieważ jeszcze nie wypadłem z tej karuzeli HCV lecz dalej w niej siedzę, mam nadzieję, że już niedługo to się skończy.
    Jedno wiem dobrze, że inaczej na człowieka patrzą ludzie gdy im opowiada o HCV jak był chory i jak się wyleczył, niż na tego który jest cały czas chory. Można by tu monolog pociągnąć na temat jak już wspomniałaś o wrzucaniu HCV i HIV do jednego worka. Zgodzę się również z tezą, że lepsze są takie rozmowy niż te cholerne ulotki, których nikt nie czyta.
    Co do wypowiedzi poprzedników łatwiej się mówi o takich rzeczach kiedy się ma te iks lat na karku i już pewne etapy są pozamykane, ludzie młodzi patrzą trochę inaczej na ten temat, oni dopiero wchodzą w życie i tego życia nikt nie chce sobie "rozwalić przez to, że jest chory na HCV" a tolerancja w naszym społeczeństwie jest taka jak każdy widzi, niby tolerujemy wszystko ale tylko na pokaz.

    @ roxannahcv
    nie jest na miejscu porównywanie wirusa HCV do zwykłego kataru....

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja w HCV nie obyta, ale nie wiem, czy na tym blogu jest choć słowo, którego nie przeczytałabym ze dwa razy!
    Tak więc masz swoją cegiełkę w akcji 'informacja społeczna'!!!
    Moja świadomość nie jest jeszcze zbyt rozwinięta w tym temacie, ale 'walczę' w innych. Jest szereg ludzi, którzy święcie wierzą w to, że cukrzycą, nadciśnieniem tętniczym czy zwyrodnieniem stawów można się zarazić! Nie dziwię się, że na słowo 'wirus' od razu widzą siebie w trumnie...
    Mam znajomą, która wiele lat zaraziła się świerzbem od łóżka w wynajętym mieszkaniu. Zareagowała tak szybko, że leczenie trwało dosłownie z 10-14dni. Do dziś, wielu nowo poinformowanych tym faktem prewencyjnie zrywa z nią kontakty, choć np wcale ich nie wzrusza 'podrzucanie' dziecka do kogoś, kto akurat przechodzi grypę 'na zastrzykach'...
    Pozdrawiam i chcę czytać tego bloga dalej : ))

    OdpowiedzUsuń
  8. W ciągu niedługiego okresu leczenia przeszłam i zauważyłam niejedno. Rozumiem i Martę i Roxannę i wszystkich po kolei. Z tą świadomością jest tak że kto chce potrafi zrozumieć. Są jednak tak tępi ludzie że mimo swojego nazywanego wysokiego wykształcenia nie rozumieją i nie chcą zrozumieć na czym to polega. To prawda, najłatwiej współczuje się tym których chorobę się widzi. Jeśli wspomnę o swojej słyszę: ale Ty przecież ciągle kwitnąco wyglądasz! Nie marudź, nie wyglądasz wcale na chorą... itp. W autobusie liczą że ustąpię innym miejsca... nie ustąpię bo sama ledwo stoję. Jest też dużo życzliwych i chętnych do pomocy. Są też tacy którzy zerwali ze mną kontakty bo nie rzucam się z pomocą do pilnowania wnuków.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. nie chcialam nikogo urazic wczesniejsza wypowiedza, jesli tak to zabrzmialo, to przepraszam; rozumiem, ze choroba moze przerastac;

    ale ciagle uwazam, ze postawa np. roxanny czy mojego znajomego jest godna uznania; jesli nie bedzie takich ludzi jak oni w wiekszosci, to nigdy nie bedzie normalnie i tyle...
    mam swiadomosc, ze HCV jest powazna sprawa, ale nie jedyna powazna choroba przeciez; takie np. SM albo toczen albo epilepsja, urodzenie uposledzonego dziecka to tez nie jest drobiazg; a jak zbierzemy wszystkich chorujacych na te i inne choroby (mowie tylko o tych naprawde powaznych rzutujacych na dlugosc i jakosc zycia) to juz naprawde nie jest 2% spoleczenstwa tylko o wiele wiecej; to jest naprawde duza grupa, tylko ze milczaca;
    a gdyby nie milczala byloby inaczej mam wrazenie; mialam okazje tego doswiadczyc w innym kraju i bardzo bym chciala, zeby u nas tak bylo; za cholere nie potrafie pojac, dlaczego w zachodnioeuropejskim laickim kraju jest normalnie, a u nas - w teoretycznie katolickim, wiec ludzie powinni byc bardziej niz gdzie indziej zyczliwi i pelni zrozumienia - jakos jest roznie;
    dla rownowagi dodam, ze obserwacje z dwoch polskich uczelni, jakie mam sa nadwyraz optymistyczne;
    pozdrawiam wszystkich;

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja się nie poczułam urażona, nie wiem jak inni. :)

    Dyskusje są niezbędne, żeby coś zmienić. Szkoda że ja za dużo piszę i gadam a za mało robię. Będę się starać, ale niestety póki czuje się zagrożona brakiem środków do życia, wiem że jestem za słaba na otwarcie zupełne w tej kwestii.

    Zgadzam się z Robertem, że jakimś tam wyjściem byłyby osoby którym udało się wyleczyć. Na pewno inaczej się je postrzega.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie poczułam się urażona ani trochę, Marta serdecznie Ci współczuję, u mnie niestety nie udało się pracować. Gdyby nie moje siostry i przyjaciele nie wiem jak bym to wszystko ogarnęła. :( Jeśli chodzi o mówienie o swojej chorobie, nie ukrywam nic. Jestem tak osłabiona że muszę mówić, inaczej ktoś mógłby pomyśleć że wypiłam za dużo. ;) Ostatnio nie byłam w stanie wyjść sama z domu. Tak na mnie to działa.

    OdpowiedzUsuń
  12. hcvirek@blox.pl28 lipca 2011 22:13

    Zgadzam się z Martą i Robertem. Krótko mówiąc każdy jest indywidualnym przypadkiem i nie można wszystkich z hcv generalizować i pakować w jeden worek. Na razie sama walczę o wyleczenie i możecie powiedzieć że to egoistyczne ale nie czuję się na tyle silna żeby rozgłaszać to bo wiem jak zadziała to na większość ludzi..nie jako przestrzeganie przed samym wirusem a będzie to dla nich przestroga przede mną. W moim regionie jest całkowita ciemnota w kwestii HCV. Pielęgniarki boją się mi pobierać krew lub olewają sprawę i nie zakładają rękawiczek, spotkałam na oddziale osobę na podaniu interku która leżała w okularach przeciwsłonecznych chcąc ukryć twarz.
    Większość ludzi w otoczeniu w jakim żyję wytknęli by mnie palcami a mam wystarczająco dużo problemów i dymu wokół siebie robić nie będę bo nie zostanie to docenione tu gdzie żyję. Może kiedyś np.gdy się wyleczę lub jak minie więcej czasu będę na takim etapie gdzie poczuję potrzebę zbawiać świat. Ciężko o prace osobie zdrowej(na jaką wyglądam i się czuję) a kto zatrudni osobę z chorobą zakaźną?? może w innych regionach Polski takie cuda się zdarzają.

    OdpowiedzUsuń
  13. hcvirek przepraszam że to napiszę ale panuje straszny ciemnogród i to nie tylko u Ciebie. Ja się przyznałam od razu, nie dałoby się ukryć w moim środowisku ale nie spotkałam się z taką dyskryminacją, raczej z życzliwością. Większość raczej się pyta czy może w czymś pomóc. Nie powiem spotkałam się z pojedynczymi osobami które nie okazały życzliwości ale to na szczęście jednostki. :) Pozdrawiam i życzę samych życzliwych ludzi w otoczeniu. :)

    OdpowiedzUsuń
  14. hcvirek@blox.pl29 lipca 2011 20:21

    Docia nie masz za co przepraszać. Moją winą to nie jest że społeczeństwo jest nieuświadomione i dla sporej części hcv = hiv. Cieszę się że spotkałaś większość osób które wykazały życzliwość. U mnie zbyt mało ludzie wiedzą o wirusie(a może nie chcą wiedzieć) żeby to odebrać inaczej niż z dyskryminacją. Każdy się boi o siebie i po części to rozumiem jednak z tego strachu niektórzy dają się zwariować. Mój brat do dziś nie wie że jestem w trakcie terapii - gdyby wiedział że mam wirusa nie przyjeżdżałby do domu. Na pewno byłoby mu żal mnie ale strach wziąłby górę. A współczucia nie potrzebuję bo chcę normalnie żyć na tyle na ile to możliwe jak zdrowy człowiek. Czasem z szoku wyjść nie mogę jak służba zdrowia mało wie o hcv zdarza się to nawet lekarzom chorób zakaźnych a co się dziwić społeczeństwu. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  15. Bardzo ciekawy wątek..

    Specjalnie poczekałem aż przycichnie burza:) Jestem nieufny, ale mam dość dobre wyczucie, jak kto może zareagować dowiadując się o wirusie. Jest tylko kilkanaście osób, które 'wiedzą'. Wszyscy, którzy powinni ze względu na swoje bezpieczeństwo- znajomi z bardziej ekstremalnych wyjazdów, lekarze, kilku bliskich. Mało.

    Ja też boję się o własny tyłek (mimo dużego, "anonimowego" środowiska). Chcę mieć (wreszcie) stałą pracę i parę strategicznych kontaktów na studiach. Po czyimś zaangażowaniu i wiedzy naprawdę łatwo można poznać jego przyczynę, już się o tym przekonałem. Nie wychylam się więc za bardzo, dobrze wiedząc, że jeśli ktoś poszuka przyczyny albo wiadomości w ogóle na mój temat, to i tak znajdzie. Ale ludziom się nie chce, i nie wiem czy to dobrze (bo "krótkofalowo" to bezpieczniej dla mnie), czy źle (bo długofalowy brak wiedzy o chorobie). Tak też "temat" całkowicie olała bardzo bliska mi osoba, zupełnie się nie przejmując tym, co mówię. Jednych staramy się uspokoić, innych nastraszyć.. I czasem nie dociera:)

    Myślałem też o przekazywaniu wiedzy innym. Jakieś portale społecznościowe, akcja w "komórce" pracy. Ale powstrzymuję się (wmawiając sobie, a raczej obiecując- że do czasu otrzymania SVR-). I nie żałuję tej decyzji. Zobaczymy za parę m-cy. Jeśli ruszy jakaś akcja uświadamiania, jeszcze raz ocenię sytuację- ile mam do stracenia, i duża szansa, że się włączę.

    OdpowiedzUsuń
  16. bardzo ciekawa dyskusja;
    ale napisze wam cos jeszcze - wezcie pod uwage, choc zdania nie zmienicie pewnie - akurat w przypadku hcv sa szanse na wyleczenie, w przypadku wielu innych powaznych chorob, z ktorymi ludzie tez sie kryja - czesto juz nie; "uswiadamianie" i edukowanie przeprowadzone tylko przez wyleczonych sprawi moze, ze ktos sie ewentualnie zbada, ale przede wszystkim bedzie powielal ta postawe - nikomu sie nie przyzna, ze jest chory itd.;
    nie zniknie ciemnogrod w ten sposob, a chyba wszystkim chodzi o to, zeby mozna bylo normalnie zyc:/
    pozdrawiam i zycze jak najfajniejszych i pelnych zrozumienia ludzi na drodze;

    OdpowiedzUsuń